Artykuły › Dostawy na budowy czyli wyzwanie logistyka

Dostawy na budowy czyli wyzwanie logistyka

Praca logistyka wcale nie jest taka zła jak się wszystkim wydaje. Można pracować w tej branży wiele lat i być względnie zadowolonym z tego co się robi. Wysyłać, przesyłać, odbierać, przywozić, zawozić, zlecać … ot zajmować się tym wszystkim czym taki prosty logistyk się zajmuje.

Budowa

Można nawet lubić swoja pracę, czuć satysfakcję, ba nawet misje, że komuś pomagasz, kiedy dostarczysz bardzo ważny towar z punktu A do punktu B, w określonym terminie. Jest tylko jedno ALE.

BUDOWY!! Wysyłka materiałów na budowy to zupełnie inna inszość. Logistyka na budowach rządzi się swoimi prawami i jeżeli nie zaakceptujesz kilku kluczowych spraw, nie wytrzymasz tym biznesie.

Dostarczanie materiałów na budowę to najogólniej rzecz biorąc wolna amerykanka, albo baaardzo wolna amerykanka.

Na budowie

Dlaczego? Wyobraź sobie np., że większość budów nie ma ustalonych adresów. Nie ma ulicy, nie ma numeru… i to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorsze następuje wtedy, kiedy po 8 godzinach intensywnej pracy, rozwiązywania problemów, odbierania telefonów, wypisywania listów przewozowych dostajesz od klienta „ADRES”, który wygląda mniej więcej tak:

„jedź prosto przez około 5 km, obok zielonego budynku skręć w lewo, przejedź koło cmentarza i już prawie jesteś”

Masz do odebrania 5 palet ważącej bagatela około 5 ton i masz szukać cmentarza zaraz koło zielonego budynku. Próbujesz dodzwonić się do zlecającego, ale niestety nie odbiera.

Druga sprawa to ginący towar na placu budowy. Okazuje się bowiem, że na jednym placu budowy może pracować wielu wykonawców, z których każdy potrzebuje tych samych materiałów.

Jedzie wiec sobie taka podkładka betonowa na budowę typu X, na której aktualnie buduje firma Y,Z oraz „Czesio Kompany”. Firma Y zamawiająca towar, schodzi z placu budowy około 15 tak samo jak firma Z. Na placu budowy pozostaje „Czesio Kompany”, który się po prostu nie wyrobił, wiec ma nadgodziny. Czesio odbiera podkładkę, cieszy się, bo przecież właśnie taka była mu potrzebna, a szef to przewidział. Następnego dnia firma Y czekająca na towar, kolo 12 zaczyna wydzwaniać pytając kiedy będzie dostawa. Zlecający wykonuje milion telefonów właśnie do ciebie, a ty starasz się ustalić który jaki był odpowiedzialny za te „malutką” jednotonową paczkę, która niewiadomo jak zniknęła, jakbyś dostarczał ja co najmniej w rejony trójkąta bermudzkiego. Gdy w końcu ustalisz, że kurier nie opowiadał bajek i rzeczywiście dostarczył towar w określone miejsce, zaczyna się dalsze poszukiwanie winnego bo upoważniony do odbioru towaru był tylko pan Y, co niestety umknęło kurierowi.

Trzecia sprawa to przesyłki, których nikt nie chce. 4 tony podkładek betonowych, i okazuje się, że kierownik budowy ma urlop, reszta drużyny za żadne skarby świata nie chce albo nie może podpisać dokumentów i odebrać towaru. Tobie pozostają jedynie próby dodzwonienia się do wszystkich możliwych osób, związanych z zalęgającym na aucie towarem. Zdarza się, że na budowie po 15 pozostaje tylko Pan Wiesiek „ja tutaj pilnuje” strażnik, który ma twoje podkładki w „najgłębszym poważaniu” i nie odbierze ich za żadne skarby świata. Towar wraca na magazyn. Być może jutro się uda.

I jeszcze jedna sprawa, o której warto wspomnieć. Nic nie jest tak święte na budowie jak „przerwa śniadaniowa”. Świętość przerwy śniadaniowej polega na tym, że nie ważne kim jesteś, nie ważne jak ważny towar przywiozłeś, nikt nie zauważy cię jeśli przyjechałeś akurat podczas owej przerwy. Mam wrażenie, że mógłbyś nawet przywieźć ładunek wybuchowy z odpalonym zapłonem a i tak byłoby to mniej ważne niż kanapka z herbatą.

O której jest taka przerwa? Tego niestety nikt nie potrafi określić. Może być o 10, 11, albo 9 trwać około 20 minut albo się trochę przedłużyć. Kurierzy powinni mieć jednak specjalne szkolenia, na których uczono by ich, ze jakiekolwiek próby zwrócenia na siebie uwagi w czasie „świętej przerwy śniadaniowej” przynoszą raczej odwrotny skutek wiec lepiej nie robić nic … zupełnie nic.